Partactwo makijażowo-szkolne
Każda kobieta pragnie poczuć się piękna. Dobra, każda kobieta, dziewczyna i dziewczynka. Takie już po prostu jesteśmy... No i niby fajnie, niech nam będzie, ale makijaż u trzynastolatki (a nawet zdarza się, że i wcześniej) napawa mnie strachem. Zrozumiem dziewczyny (a nawet i z lekkim trudem chłopaków) używających fluidu by zakryć młodzieńcze niedoskonałości, sama tak robiłam. Zrozumiem, jak jest jakaś dyskoteka szkolna czy uroczystość nałożyć go trochę więcej (i tutaj mogłabym zacząć wymieniać, ale po co?). Jedyne do czego pragnę się przyczepić to makijaż w szkole u tych (już nie istniejących) gimnazjalistek i uczennic podstawówki. Kurczaczki, niektóre z nich mają trwale zrobione brwi, sztuczne rzęsy, pięć warstw podkładu, mocne i wyraziste szminki oraz szpony zamiast paznokci.
A potem wyglądają jak takie lale, których strach się bać. Za to szanuję swoją nauczycielkę historii z gimnazjum, miała na biurku mokre chusteczki i kazała to zmywać z twarzy na czas jej lekcji. A dziewczyny i tak się pruły, że potem będą musiały tworzyć swoje dzieło od nowa. "Spokojnie, zaraz pogadam z resztą nauczycieli i już nie będziesz musiała się od nowa malować", prosto i konkretnie. Nie było mowy o wymówkach "bo potem mam to i to i muszę tam ładnie wyglądać", "a mama mi pozwala", "nigdzie nie ma zakazu" (był w statucie szkoły). Nie możesz i tyle, a jak ci się nie podoba to masz nieobecność i możesz wyjść. Oczywiście była to ludzka kobieta i wspomniany wyżej przypadek nałożenia lekkiego fluidu czy też tuszu do rzęs akceptowała. Po prostu delikatnie a nie sztuczne kopiowanie cudzej twarzy.
I taką walkę z partactwem makijażowym szanuję...
Komentarze
Prześlij komentarz