Partactwo PO-PIS i progu wyborczego
Kolejny już raz dochodzi do momentu, w którym większość polaków widzi tylko dwie partie. Jest to niezwykle smutna sytuacja, a nawet taka bez wyjścia dla ludzi mojego pokroju. Z jednej strony nienawidzę obu partii, z drugiej jestem zwolennikiem oddawania ważnego głosu. Gdyby tylko nie znowu te dwie partie, które śmieją się nam w twarz, a wszystko to dopełnił 5% próg wyborczy.
Na czym polega mój problem z 5% progiem wyborczym? Osobiście nie pamiętam czasów pierwszych wolnych wyborów, bo jestem z rocznika 1996, ale nie zmienia to poznanej przeze mnie wiedzy na studiach i poza nimi. Mandaty uzyskało wtedy 29 komitetów wyborczych. Wyobrażacie sobie dzisiaj 29 partii, posłów niezależnych, bądź ruchów obywatelskich? Nie, ponieważ to właśnie zostało zniszczone, a co było bliżej prawdziwej idei demokracji od tego co mamy dzisiaj. Ludzie, którzy tworzyli wtedy prawo stwierdzili, że ciężko jest w ten sposób uformować rząd, więc postanowiono w 1993 roku wprowadzić 5% próg wyborczy. Jeślibyśmy przełożyli 5% próg wyborczy na wybory w 1991 to zamiast 29 ugrupowań, weszłoby jedynie... 9 z nich. To ma być k*r** demokracja?
To był gwoźdź do trumny demokracji w Polsce, przynajmniej w mojej opinii. Im mniej ugrupowań, tym więcej władzy w kilku ośrodkach, a tym samym mniej przeciwników politycznych, bo każdy, kto chce coś osiągnąć w polityce musi dziś współpracować najczęściej na niekorzystnych dla siebie i swoich zwolenników zasadach. Częstokroć dochodziło do tego, że polityk sprzedawał swoje ideały w zamian za rozwój kariery. Nie liczyli się już pierwotni wyborcy, liczyło się tylko parcie po trupach wyborców do celu. W wyborach w 1993 roku do sejmu weszło już tylko 8 ugrupowań, w 2001 znowu 8 ugrupowań, w 2005 już 7 ugrupowań, w 2007 już tylko 5 ugrupowań, w 2011 było ich 7, w 2015 znów w dół i mamy ich 6 i od 2019 znowu 6 (posłów niezrzeszonych wliczałem nawet jeśli było ich więcej niż 1 jako jedno ugrupowanie, ale jakby się uparł i te pseudo partie, które były na końcu przybudówkami większych partii wliczał jako jedno tak wyszłoby, że szału nie ma).
Najgorsze w tym wszystkim jest, że funkcjonuje w Polsce system D’Hondta. Powoduje on, że choćbyś miał poparcie 100% w danym regionie, to nadal nie masz pewności, że wejdziesz do sejmu. Ludzie z niemal beznadziejną wybieralnością dostawali miejsce w sejmie nawet z 3-4 miejsc. Premiuje się tutaj duże partie. Im lepszy wynik ma partia, tym lepszym bonusem miejsc dysponuje. Jak dla mnie przerażająca karykatura demokracji.
Partactwo demokracji w całej okazałości tylko w Polsce, do tego doliczmy duopol partyjny w kraju, gdzie tylko 2 partie mają coś do powiedzenia, a reszta musi walczyć o przetrwanie każdego dnia. Do tego spowodowano, że politycy zaprzedali swoje dusze za karierę i zapomnieli o wyborcach. No cóż, jedyne co można zrobić to liczyć, że ludzie może przejrzą na oczy i zaczną wspierać więcej mniejszych partii i dojdziemy do momentu, w którym będziemy mieć przynajmniej 10 partii, które by nas reprezentowały.
Komentarze
Prześlij komentarz