Partactwo w nauce
Skoro już o partactwie blog i o partactwie mowa, to przedstawię najbardziej denerwującą formę partactwa (według własnej, ukształtowanej przez ilość mych przeżytych wiosen opinii). Chodzi o partactwo w nauce. Prościej? Nieumiejętność/niechęć do nauki wśród młodzieży szkolnej. Ja oczywiście rozumiem, że nie każdy jest do wszystkiego utalentowany i każdy ma swoje ulubione przedmioty zahaczające o jego zainteresowania. Ale no ku***ica bierze człowieka jak widzi, że w liceum są ludzie nie potrafiący mnożyć (nawet w "słupku"), dzielić czy też nawet czytać. Tak, uwaga, uwaga, w naszym "kochanym" kraju są ludzie, którzy sylabizują podczas czytania, przekręcają literki oraz zamiast normalnie po ludzku czytać to wolą domyślać się zapisanych słów. A jak ktoś mi wyleci z "mam dysleksję/dysortografię/dys-cokolwiek" to padnę ze śmiechu. Jasne, jest to pewna dysfunkcja, ale znam ludzi z dys-cokolwiek i kurczę, czytają, piszą, liczą...
Ale do tego potrzeba chęci. Do tego potrzeba zebrać cztery litery i się uczyć, a jak nie wychodzi to popatrz na obrazek wyżej i weź go sobie do serca. Poproś kogoś o pomoc. Serio, większość ludzi będzie na tyle zaskoczona samym faktem, że prosisz, że się zgodzą z uśmiechem na ustach. No kurczaczki, posiadam magiczne tablice zawierające czarną magię (tablice matematyczne) i nikt nie podejdzie by spytać czy może sobie przedrukować by po prostu mieć tą ściągę przy sobie (a grzecznie oferowałam). Nikt nie zapyta dziewczyny, która ma naprawdę świetnie zrobione notatki z lektur czy im je pożyczy albo wytłumaczy o co chodzi. Prościej mówiąc, nikt cię nie lubi, jeżeli nie jesteś takim partaczem jak on. Bo przecież łatwiej partaczyć, co nie? Łatwiej ściągać na teście z rozumienia tekstu niż przeczytać ten tekst, łatwiej spisać zadanie z Internetu niż nawet spróbować je zrobić... Po prostu łatwiej partaczyć...
Wiecie co? Ja też mam dys-cokolwiek, a dokładniej mówiąc, dysdebilozę.
Komentarze
Prześlij komentarz